Jesień w pełni.
Wyglądam przez okno i w miejsce soczystej zieleni
widzę jej przygaszony szarością odcień, wpasowany w mozaikę dosłownie wszystkich odcieni bursztynu i okrzykniętego kolorem sezonu - koloru marsali. Paleta barw zmieniła się tak diametralnie i niepostrzeżenie, że zachodzę w głowę i pytam w myślach
- kto, kiedy i dlaczego wyłączył lato???
Jesień zaskakuje nie tylko bogactwem barw, jest pełna wszystkiego. Pokazała, że jeśli zechce, chwilowo może być także zimą... Sypnęła śniego-wodą, powiała chłodem i mimo,
że jestem fanką czapek, to nie jestem pewna, czy podoba mi się to jej niezdecydowanie
- któremu jak sądzę w dużej mierze zawdzięczam przeziębienie. Udzieliło mi się ono też chyba, czego efekt zilustrowałam poniżej - dwie nowe poszewki jesienne i dwie...zimowe. Tkaniny dostałam rok temu w prezencie, nie chciałam ryzykować, że zalegną w koszyku jeszcze dłużej i nie mogąc się zdecydować, wyjęłam i wykorzystałam niemal do centymetra obie. I jeszcze przyznam się bez bicia, że wbrew postanowieniu, że nie kupuję już świątecznych ozdób, skusiłam się i .... jedne (już!) kupiłam.
Nieuleczalna słabość do śnieżynek;P